Tak jak mieszkanie poza dużym ośrodkiem miejskim jest "złe i niszczące dla perspektyw rozwoju".
Poza propagandą żywcem zapożyczoną od "aktywistów miejskich" w rodzaju powielaniu mitów że w Polsce rozwój mniejszych miejscowości wpłynęło rozpowszechnienie się aut, infrastruktura drogowa jest głównie pod nie budowana a nie jako logistycznych krwiobieg gospodarki, zwyczajowych dla niego próbach manipulacji, odwracania kota ogonem i zarzucania krytykom "ideologicznego zaślepienia" padł jeden argument wart omówienia.
Wzrost obecnej ceny paliw o 200-300%.
Oczywiście miałby o wiele szerszy wpływ na życie Polaków niż taki wzrost kosztów dojazdu do pracy autem.
Cena transportu jest zawarta w wszystkich towarach na sklepowych półkach.
Z reguły kilkakrotnie, dzisiaj mało jest wielkich kombinatów produkujących dany towar od podstawowych surowców pochodzących z najbliższej okolicy do gotowego produktu nadającego się na sklepowe półki.
Oznaczałoby to wściekły skok cen produktów.
Oraz inflacji, kosztów wynajmu, mediów czy rat.
Gdy już teraz w metropolii potrafią być makabryczne.
Więc cieszący się z niedoli "tych właścicieli blachosmrodów" miejski aktywista błyskawicznie by zapłakał.
Nie tylko nad wzrostem cen biletów zbiorkomu i kasowaniem jego nierentownych linii.
Lawina bankructw i zubożenie społeczeństwa nie jednego takiego pozbawiłoby dochodów, lub zmusiło do pracy za o wiele mniejsze pieniądze.
Czyli do spółki z galopującymi cenami do drastycznego ograniczenia wydatków.
Przy życiu wcześniej ciut ponad stan i zmiany lokum.
Z wygodnego, spokojnego i strzeżonego osiedla na takie gorzej skomunikowane.
I o wiele mniej bezpieczne, zwłaszcza w takich czasach.
Czy wręcz najgorszy nocny koszmar takiego, "Skruszony słoik wraca do rodzinnej miejscowości z podkulonym ogonem."
Fachowiec z branży pozwalającej na pracę zdalną nie ma się w sumie czego bać.
Byle mieć dobre łącze internetowe.
Gorzej z "fachowcami" dla których w kryzysie "nie będzie pracy dla ludzi z ich wykształceniem".
Tak w mieście jak i na prowincji.
Chyba że w lokalnym tartaku lub sortowni śmieci.
Straszliwy upadek?
Czy rzeczywistość tej 1/3 polskich rodzin nie posiadających auta?
Gdzie tylko kulawy zbiorkom ratuje ich od zmów płacowych lokalnych oligarchów i łapania się jakiejkolwiek pracy by przetrwać.
A taki wzrost cen paliw oraz energii przetrąci mu i drugą nogę.
W przeciwieństwie do slumsów dużego miasta z dala od jego rogatek mogą jednak ratować swój biologiczny byt.
Zbierając chrust na opał, ratując się wodą ze studni.
Urozmaicając dietę warzywami z swoich grządek, jajami od swoich kur, mięsem królików itd.
Po prostu ograniczając zewnętrzne wydatki by ochronić się przed hiperinflacją.
Zamiast czekać z wyciągniętą ręką i "Dej!" na ustach.
Bo przy krachu gospodarczym nikt może nie dać nowych autobusów i częstszych kursów.
Zasiłków i odzieży z darów by nie wybierać czy opłacić czynsz czy mieć co jeść.
Nie zamrozić cen w większych miastach ( z resztą kto by i z czego wyrównał stratę kamienicznikom sklepikarzom i siecią handlowym? Dodruk?)
I tutaj uzależnianie się od innych nie ma nic wspólnego z preperingiem.
Jest mu wręcz przeciwne.
Dość daleki wywód od obalania twierdzenia że "preppers nie potrzebuje blachosmroda bo od czego jest zbiorkom" czy "uzależniasz się od auta poza dużym miastem z zbiorkomem! w moich ulubionych scenariuszach to o wiele gorsze od polegania w 100% na miejskiej infrastrukturze!".
Ale niestety, temat jest głębszy i dotyka ideologicznego zacietrzewienia niektórych "nowoczesnych surwiwalowców".
Na zdjęciu jedne z Łódzkich osiedli, słynące z dawania o wiele lepszych perspektyw niż jakiekolwiek małe miasteczko czy wieś.
Jak w takiej dzielnicy wyglądałyby "Gorsze czasy"?
https://plus.expressilustrowany.pl/na-b ... r/11847775
