Mimo młodego wieku motoryzacja interesuje się od ponad ćwierćwiecza. A to co obecne widzę - tą motoryzację zabije.
Przeczytałem cały wątek bardzo dokładnie - macie sporo racji, ale na kilka kwestii chciałbym też zwrócić Wasza uwagę. Ponieważ nie udało mi się zacytować wypowiedzi wielu z Was w jednym poście - będę to wklejał z łapki, podając autora.
BowHunter pisze:
Elektryka dzięki stacji szybkiego ładowania napełnimy w godzinę lub dwie
Tak, ale dziś w godzinę lub dwie stacja obsłuży kilkanaście pojazdów, a nie jeden. Dziś ludziom nie chce się stać jak mają dwa samochody w kolejce przed sobą - jak myślicie - ile czasu trzeba bedzie czekać na naładowanie swojego elektryka?
BowHunter pisze:
(im większy, tym czas ładowania dłuższy, tym samym na jednym ładowaniu przejdziemy większy dystans)
Niby tak, ale... jak do baku wlejesz 100kg paliwa, po połowie możliwego do przejechania dystansu masz 50kg mniej balastu. W elektryku zużycie prądu nie wpływa na wagę. OK, może pomyślicie, ze 50kg to mało, ale skoro koncerny samochodowe już na to zwracają uwagę pokazując, ze nie zawsze im większą bateria tym lepiej... Tak - nie każdy idzie drogą Tesli - Mazda w modelu MX-30 czy Honda w modelu e specjalnie zastosowały mniejszą baterie - żeby samochód był lżejszy, przez to zużywał mniej energii. Przez to w sumie nie straci na zasięgu aż tak jakby to miało wynikać z prostej kalkulacji.
SilesiaSurvival pisze:
Gdyby bateria nie była zabudowane na stałe. I podlegała wymianie na stacji , tak jak butla gazowa do zasilania kuchenki gazowej. Podjeżdżasz z rozładowana bateria, płacisz X zł i zmieniasz baterie na naładowaną. Miałoby to większy sens.
Chińskie NIO już coś takiego robi, przez pewien czas o tym myślało również Renault. Tyle, ze z dobie wykorzystywania metali ziem rzadkich - musiało by być mieć kilka razy więcej baterii niż samochodów. I same baterie musiały by być zunifikowane oraz łatwe do połączenia w moduły. Dziś benzynę wlejesz do baku każdego samochodu benzynowego, niezależnie od marki, Z bateriami tak łatwo nie pójdzie.
SilesiaSurvival pisze:
Toyota odgrzewa projekt spalinowozu. Jaki znamy z przykładu Panzerkampfwagen VIII Maus, czyli najcięższego czołgu niemieckiego z okresu dws. Czyli auto będzie posiadać silnik spalinowy który będzie działać jak agregat prądotwórczy, ładować baterie (tego w Mausie nie było , tylko generatory prądu) . A w każdym kole samochodu , ma się znajdować silnik elektryczny.
Opel Ampera i bliźniaczy Chevrolet Volt, Mitsubishi Outlander PHEV, BMW i3 REX - to tylko kilka przykładów takiego działania - gdzie silnik spalinowy pełni rolę jedynie agregatu (BMW) albo agregatu + możliwosć napędzania kół (pozostałe wymienione).
Ramzan Szimanow pisze:
Chyba tylko jeden francuski model jest reklamowany jako fabrycznie wyposażony w możliwość oddawania energii większej ilości energii na zewnątrz i przetwornice na 230V.
Francuskiego nie kojarzę, ale na pewno ma taką możliwość Hyundai Ionic 5 czy bliźniacza KIA EV6. jeśli na tej platformie powstanie polska Izera - może też będzie miała taką możliwość.
Ramzan Szimanow pisze:
A nie poruszyłem nawet tematu jak "dobrze" BEV nadają się do np ciągania przyczep.
nowe elektryki już mogą ciągnąć przyczepy, nawet do półtorej tony, starenie miały nawet możliwosci zamontowania haka po to, aby na nim bahażnik na rowery umieścić...
Ramzan Szimanow pisze:
np brytyjski Guardian przytoczył badania naukowe z których wynika że lwia część miejskiego smogu pochodzi z pyłu powstającego w trakcie ścierania opon.
przez pewnien czas było nawet ryzyko, ze auta elektryczne zostaną wykluczone z możliwości jazdy po strefach eko - właśnie przez te opony o których piszesz. Pyliły gorzej i bardziej niebezpiecznym pyłem niż wylatywał z rury wydechowej przeciętnego benzyniaka..
Krzysztof Lis pisze:
Moim zdaniem podstawową korzyścią z posiadania pojazdu elektrycznego jest możliwość zasilania go własnym prądem.
A gdzie Ty masz własny prąd? Jak i skąd? Powiesz instalacja fotowoltaiczna? OK, a więc - załóżmy normalne czasy. Załóżmy osobę która ma dom (kupiła bądź po rodzinie) i ma kasę na zakup instalacji pv. Instalacja pracuje w dzień, czyli wtedy kiedy jesteś w pracy. Czyli wtedy kiedy Twój samochód jest z Tobą w pracy - nie ładuje się z instalacji... To może weekendy? Założenie, że limitujesz czas ładowania samochodu do 2 dni i to się udaje - jest bardzo optymistycznym założeniem... żeby nie powiedzieć mało realnym. Ale policz i powiedz mi jak mocna musi być instalacja, żeby przy większym elektryku to się udało? Większym, czyli takim, który miedzy ładowaniami do pracy o z powrotem przejedzie min 100-120km (przy 5 dniach pracy taki rezultat tygodniowo to rozsądne założenie).
OK, teraz powiesz na pewno o prądzie zmagazynowanym, który będziesz gromadził za dnia a ładował samochód w nocy - ale to tego potrzebny jest magazyn energii, całkiem spory. Koszty takowego podwoją koszt instalacji...
Prąd którym będziesz zasilał samochód nie będzie Twoim. to będzie prąd, którym będziesz handlował z zakładem energetycznym. Sprzedajesz w dzień, kupujesz nocą, drożej oczywiście niż sprzedałeś.
SilesiaSurvival pisze:
A na pytanie czemu baterie są zabudowane, zadane przez jednego z nich, usłyszał brat żartem że „żeby serwisy miały co robić , lub kupili nowe” .
Dzisiejsze samochody wytrzymują kilkanaście lat, niektóre ponad dwadzieścia. Gdy zepsuje się najdroższa część - silnik - można wymienić na używany, za max kilka tysięcy złotych. Te używane pochodzą z samochodów przerdzewiałych na wylot (gdy silnik ma dłuższą żywotność niż bateria( lub powypadkowych (gdy silnik nie ucierpiał, ale np zniknął tył nadwozia...). W przypadku elektryków - używanych baterii nie będzie. Trzeba będzie kupować nowe, po kilkadziesiąt tysięcy zł. Kompletnie bezsensowne i przede wszystkim nieopłacalne dla użytkownika rozwiązanie. Ale producenci baterii już liczą zyski...
Ramzan Szimanow pisze:
Mniejsze spalanie hybryd jest mierzone w krótkich trasach z w pełni naładowaną baterią.
Częściowo masz rację - jeśli jeździmy do pracy i z powrotem i tylko ostatnie km przejeżdżamy na benzynie, a samochód ładujemy z gniazdka wieczorem - taki dostaniemy wynik. Ale cała prawda jest znacznie brutalniejsza... Spalanie hybryd to efekt ciut bardziej skomplikowanego wzoru niż spalanie z klasycznych samochodach. Wzór ten bierze pod uwagę m.in. relację czasu jaki samochód spędza na baterii do czasu przez jaki pracuje silnik spalinowy. Aby zwiększyć dystans przejechany na baterii trzeba powiększyć baterię. To generuje koszty, zwiększa ciężar, pogarsza spalanie/zużycie prądu - same kłopoty... ale problem można przecież zaatakować od drugiej strony - proporcja dystansu poprawi się jak samochód będzie mniej przejeżdżał na paliwie kopalnym... wystarczy zmniejszyć mu bak. Tak - hybrydy mają bardzo często mniejsze baki na paliwa kopalne. Właśnie po to, aby proporcja lepiej na papierze wychodziła i żeby można było się pochwalić świetnym wynikiem w folderach.
Zgadzam się ze stwierdzeniem, ze samochody elektryczne to przyszłość. Tyle, że póki co - są one dokładnie tym - przyszłością. Za 10 lat technika pójdzie na tyle do przodu, ze będą one stanowiły sens. Teraz? Niekoniecznie.
Po pierwsze - ładowanie. Czas naładowania elektryka jest wielokrotnie dłuższy. A skoro już teraz są kolejki na stacjach - co będzie przy punktach ładowania?
Po drugie - możliwości techniczne naszego kraju. Czytałem wywiad z wiceministrem środowiska (
https://motoryzacja.interia.pl/raporty/ ... Id,6397563) - sam wspomina, ze milion elektryków to blackout w Polsce. Plus wspomina o kwestii ładowania - rysując wizję przedłużaczy zwisających z balkonów.. no i kto będzie pilnował tych przedłużaczy przez kilka godzin, co by sąsiad nie podpierniczał prądu? Bo rano będzie można się zdziwić... będzie rachunek za prąd i pusta bateria w samochodzie...
Po trzecie - podejście rządzących. Obecnie wymuszanie na ludziach zakupu elektryków to jakby zakazać poruszania się konno w 1902, no bo już mamy samochody spalinowe i to jest przyszłość. Zakaz taki kompletnie nie ma sensu przy obecnej technologii. samochody elektrycznie nie stanowią alternatywy (póki co), dla spalinowych. stracą na tym wszyscy, bo nawet ci, którzy nie mają prawa jazdy muszą pójść do sklepy coś kupić czy zamówić meble z ikei czy hydraulika raz na jakiś czas. A to się wiąże z transportem/dostawą, której koszt pójdzie w górę...
Dopóki koszt produkcji baterii nie spadną (a nie spadną, czytałem opracowania mówiące, ze zamiast zbliżać się do zakładanej ceny kilowatogodziny - oddalamy się od niej), dopóki nie pojawi się na rynku bateria umożliwiająca naprawdę szybkie ładowanie (max 3 razy dłużej niż tankowanie), dopóki nie zmodernizujemy sieci elektrycznej tak, aby to udźwignęła - samochody elektryczne niestety będą narzędziem dla wąskiego grypy osób. Takie kombinerki, którymi teoretycznie da się wbijać gwóźdź, ale nie są do tego przeznaczone - od tego jest stary, prosty, chamski młotek.
Niestety, UE goni za ekologią, bo jest to modne. Nie patrzy na nic. mówiąc ironicznie - gdy wprowadzą zakaz samochodów spalinowych nasze powietrze będzie czyste jak na spokojnej wsi, Bo i ruch samochodowy będzie taki. Po d... dostanie cała gospodarka i z rozwiniętej europy będziemy konkurować z Afryką o ostatnie miejsce. A klimat i tak tego nie odczuje, bo Europa wytwarza tylko kilkanaście procent światowej produkcji CO2. A reszta świata takich regulacji nie wprowadzi - nie są aż tak głupi żeby zarzynać swoje gospodarki.
Gdy wymyślimy szybkie baterie, alternatywne metody transportu energii - wtedy to wszystko będzie miało sens. Tyle, ze wtedy ropa nie będzie miała sensu, a wiec są kraje, które z superbogatych staną się bezwartościowe. Jak myślicie - jaka jest szansa, ze w/w technologia już istnieje, ale odpowiedni ludzie zadbali, żeby znalazła się głęboko w szufladzie?
Samochody elektryczne? Tak, ale z głową, a nie w oparciu o aktywistów, wściekłą Gretę i obecną modę. No, chyba, ze celem jest zarżniecie społeczeństwa, pozbawienie go wolności, możliwości przemieszczania się - wtedy jesteśmy na dobrej drodze.