Dogrzewanie pomieszczenia świecami. I jeszcze jeden sposób.
: pn 17 paź 2022, 23:55
W delegacji przeprowadziłem pewien eksperyment.
Schronienie przed warunkami atmosferycznymi i możliwość odpoczynku zapewniało pomieszczenie o wymiarach 2,5x2,5x2,5 metra, nieźle wentylowane.
I kompletnie pozbawione ogrzewania.
Popularnie powielany na prepperskich stronach mit zaleca tealighty i ceramiczną doniczkę.
Efekt był mizerny.
Do tego miniaturowe świeczki paliły się zdecydowanie krócej niż deklarowane przez niektórych producentów 4 godziny.
Pomysł więc trzeba było udoskonalić.
W małych szklarniach do podniesienia temperatury w czasie przymrozków stosuje się czasem wkłady od zniczy. Bez żadnych kombinacji z donicami mającymi pełnić funkcje akumulatorów ciepła.
Wkłady postawione na podłodze by ciepło dłużej cyrkulowało.
Przy temperaturze 6 stopni Celsjusza cztery spore wkłady pozwoliły podnieść temperaturę w wspomnianym pomieszczeniu o całe 10 stopni.
Z jedną osobą w środku.
W jednym z wcześniejszych tematów wspomniano że już jedna zapalona w aucie świeca ma nie pozwalać by nawet przy siarczystych mrozach temperatura wewnątrz spadła poniżej 0 stopni Celsjusza. Patent mieszkańców Kanady.
Wkłady do zniczy są zdecydowanie droższe jak tealighty.
Ale nie dość że płomień jest większy i stabilniejszy za cenę opakowania tych pierwszych mamy cztery wkłady mające według producenta palić się nawet 5 dób.
Są i większe, o dłuższym czasie palenia.
A najzabawniejsze że często deklaracje producenta są tu dość bliskie prawdy!
Nisko ulokowany, dający "ciepłe" również podczerwone światło płomień nie potrzebuje najwyraźniej bida akumulatora ciepła.
Za to przyjemnie oświetla pomieszczenie pozwalając oszczędzać baterie w latarce czołówej.
W użytku domowym radziłby ustawić dla bezpieczeństwa wkłady np w blasze do pieczenia i pilnować by w ich okolicy nie było nic łatwopalnego.
Jeśli wkłady do zniczy źle się kojarzą dobrą alternatywę stanowi tzw świeca wodna.
Można kupić gotowy zestaw składający się z bawełnianego knota, pływaka i opcjonalnych akcesoriów.
Lub wykonać taką samodzielnie, tak czy siak będzie potrzebna szklanka, trochę wody, i olej jadalny.
Do szklanki wlewamy ciut wody, na to olej, wkładamy pływak z knotem kupny lub domowej roboty, chwile czekamy aż ten nasiąknie olejem i zapalamy górę knota.
Woda izoluje płomień od szkła pojemnika i przy przewróceniu daje dużą szanse na zaduszenie płomienia.
To drugie oczywiście tylko w proporcji dużo wody, parę łyżeczek oleju.
Częstsze uzupełnianie paliwa w lampce ale większe bezpieczeństwo.
Inną opcją jest po prostu kupna lampa oliwna.
W marketach spotkamy najczęściej takie w formie tzw "lampy woźnicy", z uchwytem i knotem osłoniętym szkłem.
Oczywiście spytany o "lampę woźnicy" pracownik sklepu zrobi wielkie oczy.
Tego typu lampy mylnie i potocznie nazywane są naftowymi.
Mimo że nie mają z nimi wiele wspólnego, prawdziwa lampa naftowa to wydatek kilkuset pln, wymaga nafty oświetleniowej a nie taniego oleju parafinowego czy roślinnego itd.
Lampy olejowe tego typu nie wybuchają po przewróceniu plując ogniem.
Są dość bezpieczne w użyciu jak długo nie stoją koło czegoś łatwopalnego, np koca.
Główny problem z nimi że marketowe to masówka.
W wielu nawet zbiornik nie jest do końca szczelny.
Co objawia się brudzeniem powierzchni na której lampa stoi.
Polecam starsze modele wyprodukowane jeszcze w PRL jak Jupiter i Jupiter 2.
Współczesne produkty z Azji działają, nie są niebezpieczne dla użytkownika ale te są o wiele solidniejsze.
Dostępne są trwalsze od bawełnianych knoty z włókna szklanego ale jeszcze ich nie testowałem.
Niezależnie co daje płomień wypada mieć pod ręką mieć gaśnice i koc gaśniczy lub wiaderko z piachem.
Nie pozostawianie ognia bez dozoru też jest tu ważną zasadą.
Ucieczkę ciepła ograniczy osłonięcie okien kocami lub choćby folią bąbelkową, folią nrc, mylarem.
W krytycznej sytuacji starając się przebywać na minimalnej, potrzebnej kubaturze.
Np, z wszystkimi domownikami w jednym pokoju.
I więcej koców. Grube, wełniane z demobilu będą tu wskazane.
Jeden poświęcając na kotarę zawieszoną przy wejściu do pomieszczenia, mającą ograniczać utratę ciepła przy otwieraniu i zamykaniu drzwi.
Oczywiście wentylacja musi być 100% sprawna!
Pomysły typu zalepianie kratki wentylacyjnej papierem nie są jedynie głupie.
Tylko na granicy debilizmu i samobójstwa.
Jest też alternatywny sposób ogrzania pomieszczenia.
Bezpieczniejszy bo nie wymagający otwartego ognia w budynku.
Potrzebujemy ogniska na zewnątrz, dużego gara ok 20 litrów z przykrywką jak do gotowania słoików i wody.
Po prostu gotujemy wodę na ognisku i gdy zacznie wrzeć ostrożnie wnosimy gar do pomieszczenia które chcemy ogrzać. Można od góry nakryć go ręcznikiem dla uszczelnienia.
Oddaje ciepło niczym kaloryfer całymi godzinami.
A do tego mamy kilkadziesiąt litrów przegotowanej wody.
Oczywiście są to sposoby skrajnie awaryjne.
Lepiej po prostu mieć piecyk typu koza lub promiennik na butle z gazem.
Świece wodne
https://www.youtube.com/watch?v=YYUMI9vYnIQ
Samoróbka, ze względu na wielkość pływaka przy przewróceniu jest duża szansa na nie zgaśnięcie knota.
https://www.youtube.com/watch?v=vOlztF2qFIQ
Schronienie przed warunkami atmosferycznymi i możliwość odpoczynku zapewniało pomieszczenie o wymiarach 2,5x2,5x2,5 metra, nieźle wentylowane.
I kompletnie pozbawione ogrzewania.
Popularnie powielany na prepperskich stronach mit zaleca tealighty i ceramiczną doniczkę.
Efekt był mizerny.
Do tego miniaturowe świeczki paliły się zdecydowanie krócej niż deklarowane przez niektórych producentów 4 godziny.
Pomysł więc trzeba było udoskonalić.
W małych szklarniach do podniesienia temperatury w czasie przymrozków stosuje się czasem wkłady od zniczy. Bez żadnych kombinacji z donicami mającymi pełnić funkcje akumulatorów ciepła.
Wkłady postawione na podłodze by ciepło dłużej cyrkulowało.
Przy temperaturze 6 stopni Celsjusza cztery spore wkłady pozwoliły podnieść temperaturę w wspomnianym pomieszczeniu o całe 10 stopni.
Z jedną osobą w środku.
W jednym z wcześniejszych tematów wspomniano że już jedna zapalona w aucie świeca ma nie pozwalać by nawet przy siarczystych mrozach temperatura wewnątrz spadła poniżej 0 stopni Celsjusza. Patent mieszkańców Kanady.
Wkłady do zniczy są zdecydowanie droższe jak tealighty.
Ale nie dość że płomień jest większy i stabilniejszy za cenę opakowania tych pierwszych mamy cztery wkłady mające według producenta palić się nawet 5 dób.
Są i większe, o dłuższym czasie palenia.
A najzabawniejsze że często deklaracje producenta są tu dość bliskie prawdy!
Nisko ulokowany, dający "ciepłe" również podczerwone światło płomień nie potrzebuje najwyraźniej bida akumulatora ciepła.
Za to przyjemnie oświetla pomieszczenie pozwalając oszczędzać baterie w latarce czołówej.
W użytku domowym radziłby ustawić dla bezpieczeństwa wkłady np w blasze do pieczenia i pilnować by w ich okolicy nie było nic łatwopalnego.
Jeśli wkłady do zniczy źle się kojarzą dobrą alternatywę stanowi tzw świeca wodna.
Można kupić gotowy zestaw składający się z bawełnianego knota, pływaka i opcjonalnych akcesoriów.
Lub wykonać taką samodzielnie, tak czy siak będzie potrzebna szklanka, trochę wody, i olej jadalny.
Do szklanki wlewamy ciut wody, na to olej, wkładamy pływak z knotem kupny lub domowej roboty, chwile czekamy aż ten nasiąknie olejem i zapalamy górę knota.
Woda izoluje płomień od szkła pojemnika i przy przewróceniu daje dużą szanse na zaduszenie płomienia.
To drugie oczywiście tylko w proporcji dużo wody, parę łyżeczek oleju.
Częstsze uzupełnianie paliwa w lampce ale większe bezpieczeństwo.
Inną opcją jest po prostu kupna lampa oliwna.
W marketach spotkamy najczęściej takie w formie tzw "lampy woźnicy", z uchwytem i knotem osłoniętym szkłem.
Oczywiście spytany o "lampę woźnicy" pracownik sklepu zrobi wielkie oczy.
Tego typu lampy mylnie i potocznie nazywane są naftowymi.
Mimo że nie mają z nimi wiele wspólnego, prawdziwa lampa naftowa to wydatek kilkuset pln, wymaga nafty oświetleniowej a nie taniego oleju parafinowego czy roślinnego itd.
Lampy olejowe tego typu nie wybuchają po przewróceniu plując ogniem.
Są dość bezpieczne w użyciu jak długo nie stoją koło czegoś łatwopalnego, np koca.
Główny problem z nimi że marketowe to masówka.
W wielu nawet zbiornik nie jest do końca szczelny.
Co objawia się brudzeniem powierzchni na której lampa stoi.
Polecam starsze modele wyprodukowane jeszcze w PRL jak Jupiter i Jupiter 2.
Współczesne produkty z Azji działają, nie są niebezpieczne dla użytkownika ale te są o wiele solidniejsze.
Dostępne są trwalsze od bawełnianych knoty z włókna szklanego ale jeszcze ich nie testowałem.
Niezależnie co daje płomień wypada mieć pod ręką mieć gaśnice i koc gaśniczy lub wiaderko z piachem.
Nie pozostawianie ognia bez dozoru też jest tu ważną zasadą.
Ucieczkę ciepła ograniczy osłonięcie okien kocami lub choćby folią bąbelkową, folią nrc, mylarem.
W krytycznej sytuacji starając się przebywać na minimalnej, potrzebnej kubaturze.
Np, z wszystkimi domownikami w jednym pokoju.
I więcej koców. Grube, wełniane z demobilu będą tu wskazane.
Jeden poświęcając na kotarę zawieszoną przy wejściu do pomieszczenia, mającą ograniczać utratę ciepła przy otwieraniu i zamykaniu drzwi.
Oczywiście wentylacja musi być 100% sprawna!
Pomysły typu zalepianie kratki wentylacyjnej papierem nie są jedynie głupie.
Tylko na granicy debilizmu i samobójstwa.
Jest też alternatywny sposób ogrzania pomieszczenia.
Bezpieczniejszy bo nie wymagający otwartego ognia w budynku.
Potrzebujemy ogniska na zewnątrz, dużego gara ok 20 litrów z przykrywką jak do gotowania słoików i wody.
Po prostu gotujemy wodę na ognisku i gdy zacznie wrzeć ostrożnie wnosimy gar do pomieszczenia które chcemy ogrzać. Można od góry nakryć go ręcznikiem dla uszczelnienia.
Oddaje ciepło niczym kaloryfer całymi godzinami.
A do tego mamy kilkadziesiąt litrów przegotowanej wody.
Oczywiście są to sposoby skrajnie awaryjne.
Lepiej po prostu mieć piecyk typu koza lub promiennik na butle z gazem.
Świece wodne
https://www.youtube.com/watch?v=YYUMI9vYnIQ
Samoróbka, ze względu na wielkość pływaka przy przewróceniu jest duża szansa na nie zgaśnięcie knota.
https://www.youtube.com/watch?v=vOlztF2qFIQ