Noc na dziko w mieście
: pt 28 sty 2022, 11:00
Jakiś czas temu robiłem sobie nocleg w środku miasta. We Wrocławiu konkretnie. Wciąż nie zebrałem do kupy zdjęć z tego wypadu ale myślę że warto to skromne doświadczenie opisać.
Nocleg był przy okazji a Wrocław miejscem przesiadkowym na mojej trasie. Zaplanowałem przybycie na godzinę 16 mniej więcej. Był październik a więc czasu do zmroku nie za wiele ale jak to w dużym mieście - światła nie brakowało. Miejsce miałem opuścić o godzinie 7 z minutami, z dworca PKS. Jeszcze tego starego i tymczasowego, zlokalizowanego za starą ceglaną kamienicą. W niej znajdował się od strony PKP klub discopolo... No był szał
Miałem strój na cebulkę, termobieliznę polskiej marki Stoor i do tego komplet syntetyków, tj. polar, ocieplacz, softshell itd. W zapasie polarową czapkę na noc, komin termo i rękawice polarowe. Ręce najbardziej dostawały od chłodu i tu uratowały mnie wkłady rozgrzewające. Miałem wtedy chemiczne. Bez nich musiałbym więcej czasu spędzić zagrzebany w śpiworze zapewne. A tego nie chciałem. Koncepcja była taka, znaleźć dogodny punkt w pobliżu węzła komunikacyjnego PKP-PKS i przed udaniem się na spoczynek, dobrze zapoznać się z sytuacją w okolicy. W końcu zrezygnowalem ze snu na rzecz koczowania i obserwacji. Ze wspomnianego klubu ciulopolo procz pseudo muzyki, dochodziły odgłosy sprzeczek, w koncu nawet bijatyki. Jakieś zakrzakowe odgłosy rozkoszy napalonych dziewuch i upasionych byczków, słowem pięknie było No ale właśnie ptzez bliskość klubu, postanowiłem czuwać. Miejscówkę znalazłem pomiędzy drzewami zasadzonymi piniżej peronów PKP a krzaczorami zarastającymi tyły garaży. Miejsce było dalekie od ideału ale nie znalazłem ludzkich odchodów, czyli krzaki za gęste i nikt nie pchał się tam za potrzebą. Śmieci trochę było, jednak oceniłem to jako rzuty przez garaże lub z peronu. Oczysciłem skrawek ziemi, rozlożyłem pod tyłek karimatę BW i oparty od pień drzewa wtopiłem się w gąszcz. Na spokojnie gotowalem wodę na kuchence spirytusowej, której płomień osłoniłem kawałkiem rozmoczonego kartonu. Piłem herbatę, jadłem żarcie z racji SRG, nie chciałem zeby z krzaków dolatywał zapach kawy Moja kryjówka to było jakieś niecale 100m od ulicy. Czemu? Wszystko słyszałem i mogłem szybko reagować. W razie draki mialem drogę ucieczki za garażami aż do dziury w ogrodzeniu wychodzącą na stare perony. Wyrwa w płocie była zarosnięta a kraczory nie połamane więc nikt z niej dawno nie korzystał. Wyciąłem nożem trochę gałęzi aby jakby co, nie potargać softshella. I tak noc mijała na różnych pomysłach i wielu myślach. Około 3 nad ranem imprezowania z pseudo muzyką cichła i wyraźnie robili się spokojniej. Niestety, mnie się już spać nie chciało więc koczowalem dalej w trybie czuwania. Około 4 chłód doskwierał mi bardzo i znów posilkowalem się chemicznymi ogrzewaczami. Wlazłem też do spiwora i w nim siedzialem. Postanowiłem zrobić kawę, zakładając że o tej porze już można bezpiecznie. Spokoju nocy nie przerwał nikt, może poza przeboegającymi kotami. Około 6 wylazłem na PKS gdzie napotkałem trochę ćpunów, żebrzących o kasę na żarcie. Tzn to była oficjalna wersja. Jak się okazało, jeden z nich całkiem obrotny był. Gdy podjechał autobus z Litwy i pasazaerowie wyszli na przerwę, popisał się znajomością rosyjskiego, angielskiego i niemieckiego, byle tylko wytłumaczyć że jest głodny o potrzeba mu forsy. Po siódmej ruszyłem w dalszą trasę.
Wnioski; dobra miejscówka jest najważniejsza, znaleźć taki punkt, gdzie mozna w miare wygodnie przekoczować i słyszeć/widzieć co się dookoła dzieje.
Gdy rozpalenie ognia nie wchodzi w grę, trzeba mieć takie podgrzewacze. Dla komfortu. Inaczej trzeba by więcej łazić, rozgrzewać się, lub zawitać gdzieś do lokalu. Ale to dobre tylk w godzinach wieczornych. Noc i tak pozostajemy sami ze swoim ekwipunkiem.
Sprawdzać po dwa razy miejsce bytowania przy zwijaniu obozu. Ja tam swoją Morę Robust z krzesiwem Primus gdzieś zostawiłem...
Nocleg był przy okazji a Wrocław miejscem przesiadkowym na mojej trasie. Zaplanowałem przybycie na godzinę 16 mniej więcej. Był październik a więc czasu do zmroku nie za wiele ale jak to w dużym mieście - światła nie brakowało. Miejsce miałem opuścić o godzinie 7 z minutami, z dworca PKS. Jeszcze tego starego i tymczasowego, zlokalizowanego za starą ceglaną kamienicą. W niej znajdował się od strony PKP klub discopolo... No był szał
Miałem strój na cebulkę, termobieliznę polskiej marki Stoor i do tego komplet syntetyków, tj. polar, ocieplacz, softshell itd. W zapasie polarową czapkę na noc, komin termo i rękawice polarowe. Ręce najbardziej dostawały od chłodu i tu uratowały mnie wkłady rozgrzewające. Miałem wtedy chemiczne. Bez nich musiałbym więcej czasu spędzić zagrzebany w śpiworze zapewne. A tego nie chciałem. Koncepcja była taka, znaleźć dogodny punkt w pobliżu węzła komunikacyjnego PKP-PKS i przed udaniem się na spoczynek, dobrze zapoznać się z sytuacją w okolicy. W końcu zrezygnowalem ze snu na rzecz koczowania i obserwacji. Ze wspomnianego klubu ciulopolo procz pseudo muzyki, dochodziły odgłosy sprzeczek, w koncu nawet bijatyki. Jakieś zakrzakowe odgłosy rozkoszy napalonych dziewuch i upasionych byczków, słowem pięknie było No ale właśnie ptzez bliskość klubu, postanowiłem czuwać. Miejscówkę znalazłem pomiędzy drzewami zasadzonymi piniżej peronów PKP a krzaczorami zarastającymi tyły garaży. Miejsce było dalekie od ideału ale nie znalazłem ludzkich odchodów, czyli krzaki za gęste i nikt nie pchał się tam za potrzebą. Śmieci trochę było, jednak oceniłem to jako rzuty przez garaże lub z peronu. Oczysciłem skrawek ziemi, rozlożyłem pod tyłek karimatę BW i oparty od pień drzewa wtopiłem się w gąszcz. Na spokojnie gotowalem wodę na kuchence spirytusowej, której płomień osłoniłem kawałkiem rozmoczonego kartonu. Piłem herbatę, jadłem żarcie z racji SRG, nie chciałem zeby z krzaków dolatywał zapach kawy Moja kryjówka to było jakieś niecale 100m od ulicy. Czemu? Wszystko słyszałem i mogłem szybko reagować. W razie draki mialem drogę ucieczki za garażami aż do dziury w ogrodzeniu wychodzącą na stare perony. Wyrwa w płocie była zarosnięta a kraczory nie połamane więc nikt z niej dawno nie korzystał. Wyciąłem nożem trochę gałęzi aby jakby co, nie potargać softshella. I tak noc mijała na różnych pomysłach i wielu myślach. Około 3 nad ranem imprezowania z pseudo muzyką cichła i wyraźnie robili się spokojniej. Niestety, mnie się już spać nie chciało więc koczowalem dalej w trybie czuwania. Około 4 chłód doskwierał mi bardzo i znów posilkowalem się chemicznymi ogrzewaczami. Wlazłem też do spiwora i w nim siedzialem. Postanowiłem zrobić kawę, zakładając że o tej porze już można bezpiecznie. Spokoju nocy nie przerwał nikt, może poza przeboegającymi kotami. Około 6 wylazłem na PKS gdzie napotkałem trochę ćpunów, żebrzących o kasę na żarcie. Tzn to była oficjalna wersja. Jak się okazało, jeden z nich całkiem obrotny był. Gdy podjechał autobus z Litwy i pasazaerowie wyszli na przerwę, popisał się znajomością rosyjskiego, angielskiego i niemieckiego, byle tylko wytłumaczyć że jest głodny o potrzeba mu forsy. Po siódmej ruszyłem w dalszą trasę.
Wnioski; dobra miejscówka jest najważniejsza, znaleźć taki punkt, gdzie mozna w miare wygodnie przekoczować i słyszeć/widzieć co się dookoła dzieje.
Gdy rozpalenie ognia nie wchodzi w grę, trzeba mieć takie podgrzewacze. Dla komfortu. Inaczej trzeba by więcej łazić, rozgrzewać się, lub zawitać gdzieś do lokalu. Ale to dobre tylk w godzinach wieczornych. Noc i tak pozostajemy sami ze swoim ekwipunkiem.
Sprawdzać po dwa razy miejsce bytowania przy zwijaniu obozu. Ja tam swoją Morę Robust z krzesiwem Primus gdzieś zostawiłem...