Wspomnienia ludzi starej daty
: śr 24 lis 2021, 10:38
Czołgiem!
Mam taką zajawkę i czas, aby zbierać relacje starszych ludzi. Interesuje mnie to bardzo, co mają do powiedzenia, jakie znają patenty na pewne problemy (między innymi z tego źródła pochodzi temat Krzemienie w studni), jakie mają wspomnienia powojenne. Nie jestem dziennikarzem, nie mam dobrego sprzętu, nagrywam smarftonem w związku z czym, nijak publikować nagrania - jakość pozostawia wiele do życzenia. Nagrywam aby pamiętać i móc przepisać.
Na pierwszy ogień patent człowieka który sporo się w życiu napracował jako kierowca ciężarówki i pracownik fizyczny na roli. Drobne rany cięte, stłuczenia (uderzenie młotkiem w palec przy grzebaniu pod Kamazem), pękająca od zimna skóra - wszelkie tego typu problemy rozwiązywał własnym moczem. Zwyczajnie sikał na zranienie, na chwilę zostawiał aby się wchłonęło i potem mył pod bieżącą wodą. Zaskoczeni? Nie powinniście. W aptekach można nabyć maść z mocznikiem na pękające, suche stopy na przykład. W czasie kryzysu, gdy nie będzie możliwości zakupu tego czy owego, lub będziemy potrzebować środków na żywność, warto wiedzieć, że każdy może się bezczelnie odlać na pękające stopy dajmy na to. W marszu, w trakcie ucieczki to się może przydać. Powiem więcej, nabawiłem się takiej pękającej skóry od pracy w chłodni i co roku problem wraca wraz z pierwszymi chłodami. Nie wracał by, gdybym pamiętał o stosowaniu kremów, nawilżaniu dłoni ale do cholery, jestem tylko facetem i nie pamiętam o pierdołach. Zatem przetestowałem patent z moczem. To działa. Jeśli ktoś się brzydzi, cóż... Jego sprawa. Ja wiem że działa a że może się to przydać, to piszę o tym.
Wspomnienia dwóch osób urodzonych w roku 1940. A raczej wspomnienie słów ojca, zarówno jednej jak i drugiej osoby. Obaj ludzie przytoczyli podobny przekaz od swego rodzica: "zobaczycie, jak ja i mama umrą, to będzie bieda, bo te sprzedawczyki które zyskują na sile, sprzedadzą cały ten kraj" Pokolenia zahartowane wojną (roczniki 1918 mnie więcej, w przypadku tych wspomnianych ojców), widziały już miałkość, cwaniactwo i lenistwo kolejnych pokoleń. Niewiele się pomylili. A przynajmniej ja się z tym zgadzam patrząc na naszą scenę polityczną. Bolesne? Ale prawdziwe.
Kolejne wspomnienia rocznika 1939, choć przekazane osobie przez rodziców gdyż jak łatwo się zorientować, w roku wybuchu IIWŚ osoba ta dopiero przyszła na świat. Rodzice jednak opowiadali dzieciom jak to było. Niby wojna a do pracy rodzice chodzili jak mieli gdzie pracować. Za zarobione pieniądze niewiele się dało kupić ale można było dostać coś w rodzaju kartek na przydział tego czy owego. Problem głodu jednak wtedy nie występował, gdyż każdy niemal żył na wsi i miał własne kury, kaczki, gęsi, indyki, barany, świnie, krowy, konie etc. Pewnie, przyszli Niemcy, coś tam trzeba było dać żeby nie ukrzywdzili. Przyszli Rosjanie, sami zabrali wszystko bo nie mieli zaplecza ze sobą. Przed Rusami trzeba było wszystko zakopywać bo potrafili nawet pole po ziemniakach przeryć za pominiętymi przy zbiorach bulwami. Wszystko zdeponowane, smalec w bańce po mleku zakopany, zboże pochowane gdzie się da, patenty z cegłami lub kamieniami wyciąganymi z muru, za którymi były skrytki. Podobnie z bronią i amunicją jeśli ktoś miał. Sytuacja opisana dzieje się na Śląsku, co ważne, gdyż wspomniane kartki nie były dla kogoś kto miał w papierach wpisane Polak. Takiego kogoś odsyłano z pustymi rękami. Niemcy szanowali jedynie Ślązaków choć i tak na siłę ich wciągali do Wehrmachtu. Z innej relacji znałem dawniej człeka który był w AK a jego dwóch braci siła wzięli Niemcy do armii. Całą wojnę bał się że może kiedyś będzie do własnych braci strzelał...
Bomardowania. Kto miał piwnicę, w miarę miał się dobrze... Choć to zależało od tego, czy przypadkiem wejście do piwnicy nie znajdowało od strony frontu. Słyszałem z opowieści o tych, którym pociski wpadły przez wejścia do środka. Słyszałem o takich, którym przechodzący Rosjanie wrzucali granaty do okienek piwnicznych. Ale wracając do bombardowania, ludzie kopali na polach schrony i wykańczali je drewnianymi palami (wzmacniali), dlaczego na polach? Byle z dala od domów, zabudowań, gdzie na pewno coś może spaść i spadało. W kilku mężczyzn kopali i wzmacniali aby te kilka rodzin mogło się schronić. Już w trakcie działań wojennych. Wyobrażacie to sobie, że teraz rzucacie wszystko i macie siłę żeby w trzech chłopa przygotować taki schron w ziemi, pracując jedynie łopatami?
Na dzisiaj tyle... C.D.N.
Mam taką zajawkę i czas, aby zbierać relacje starszych ludzi. Interesuje mnie to bardzo, co mają do powiedzenia, jakie znają patenty na pewne problemy (między innymi z tego źródła pochodzi temat Krzemienie w studni), jakie mają wspomnienia powojenne. Nie jestem dziennikarzem, nie mam dobrego sprzętu, nagrywam smarftonem w związku z czym, nijak publikować nagrania - jakość pozostawia wiele do życzenia. Nagrywam aby pamiętać i móc przepisać.
Na pierwszy ogień patent człowieka który sporo się w życiu napracował jako kierowca ciężarówki i pracownik fizyczny na roli. Drobne rany cięte, stłuczenia (uderzenie młotkiem w palec przy grzebaniu pod Kamazem), pękająca od zimna skóra - wszelkie tego typu problemy rozwiązywał własnym moczem. Zwyczajnie sikał na zranienie, na chwilę zostawiał aby się wchłonęło i potem mył pod bieżącą wodą. Zaskoczeni? Nie powinniście. W aptekach można nabyć maść z mocznikiem na pękające, suche stopy na przykład. W czasie kryzysu, gdy nie będzie możliwości zakupu tego czy owego, lub będziemy potrzebować środków na żywność, warto wiedzieć, że każdy może się bezczelnie odlać na pękające stopy dajmy na to. W marszu, w trakcie ucieczki to się może przydać. Powiem więcej, nabawiłem się takiej pękającej skóry od pracy w chłodni i co roku problem wraca wraz z pierwszymi chłodami. Nie wracał by, gdybym pamiętał o stosowaniu kremów, nawilżaniu dłoni ale do cholery, jestem tylko facetem i nie pamiętam o pierdołach. Zatem przetestowałem patent z moczem. To działa. Jeśli ktoś się brzydzi, cóż... Jego sprawa. Ja wiem że działa a że może się to przydać, to piszę o tym.
Wspomnienia dwóch osób urodzonych w roku 1940. A raczej wspomnienie słów ojca, zarówno jednej jak i drugiej osoby. Obaj ludzie przytoczyli podobny przekaz od swego rodzica: "zobaczycie, jak ja i mama umrą, to będzie bieda, bo te sprzedawczyki które zyskują na sile, sprzedadzą cały ten kraj" Pokolenia zahartowane wojną (roczniki 1918 mnie więcej, w przypadku tych wspomnianych ojców), widziały już miałkość, cwaniactwo i lenistwo kolejnych pokoleń. Niewiele się pomylili. A przynajmniej ja się z tym zgadzam patrząc na naszą scenę polityczną. Bolesne? Ale prawdziwe.
Kolejne wspomnienia rocznika 1939, choć przekazane osobie przez rodziców gdyż jak łatwo się zorientować, w roku wybuchu IIWŚ osoba ta dopiero przyszła na świat. Rodzice jednak opowiadali dzieciom jak to było. Niby wojna a do pracy rodzice chodzili jak mieli gdzie pracować. Za zarobione pieniądze niewiele się dało kupić ale można było dostać coś w rodzaju kartek na przydział tego czy owego. Problem głodu jednak wtedy nie występował, gdyż każdy niemal żył na wsi i miał własne kury, kaczki, gęsi, indyki, barany, świnie, krowy, konie etc. Pewnie, przyszli Niemcy, coś tam trzeba było dać żeby nie ukrzywdzili. Przyszli Rosjanie, sami zabrali wszystko bo nie mieli zaplecza ze sobą. Przed Rusami trzeba było wszystko zakopywać bo potrafili nawet pole po ziemniakach przeryć za pominiętymi przy zbiorach bulwami. Wszystko zdeponowane, smalec w bańce po mleku zakopany, zboże pochowane gdzie się da, patenty z cegłami lub kamieniami wyciąganymi z muru, za którymi były skrytki. Podobnie z bronią i amunicją jeśli ktoś miał. Sytuacja opisana dzieje się na Śląsku, co ważne, gdyż wspomniane kartki nie były dla kogoś kto miał w papierach wpisane Polak. Takiego kogoś odsyłano z pustymi rękami. Niemcy szanowali jedynie Ślązaków choć i tak na siłę ich wciągali do Wehrmachtu. Z innej relacji znałem dawniej człeka który był w AK a jego dwóch braci siła wzięli Niemcy do armii. Całą wojnę bał się że może kiedyś będzie do własnych braci strzelał...
Bomardowania. Kto miał piwnicę, w miarę miał się dobrze... Choć to zależało od tego, czy przypadkiem wejście do piwnicy nie znajdowało od strony frontu. Słyszałem z opowieści o tych, którym pociski wpadły przez wejścia do środka. Słyszałem o takich, którym przechodzący Rosjanie wrzucali granaty do okienek piwnicznych. Ale wracając do bombardowania, ludzie kopali na polach schrony i wykańczali je drewnianymi palami (wzmacniali), dlaczego na polach? Byle z dala od domów, zabudowań, gdzie na pewno coś może spaść i spadało. W kilku mężczyzn kopali i wzmacniali aby te kilka rodzin mogło się schronić. Już w trakcie działań wojennych. Wyobrażacie to sobie, że teraz rzucacie wszystko i macie siłę żeby w trzech chłopa przygotować taki schron w ziemi, pracując jedynie łopatami?
Na dzisiaj tyle... C.D.N.