10 zasad żelaznych zasad zwiększających szanse przetrwania w łagrze.

Własne i merytoryczne artykuły uczestników forum
ODPOWIEDZ
Ramzan Szimanow
Posty: 1874
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

ndz 12 mar 2023, 14:43

Artykuł opisujący na podstawie wspomnień więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych fundamentalne zasady zwiększające szanse na przetrwanie w takim miejscu.
Bardzo podobne wyłaniają się z opisów ludzi którzy przeszli sowieckie łagry, okryte złą sławą obozy jenieckie czy nawet ciężkie więzienia w egzotycznych krajach.
Zasady te obowiązywały już w "pre obozach" jakie stanowiły getta jak stworzone przez niemieckiego okupanta w Łodzi czy Warszawie. W tym drugim w szczytowym okresie było stłoczone 460 tys ludzi. Prawie 100 tys nie dożyło nawet rozpoczęcia wywózki do obozów koncentracyjnych latem 1942 roku.

"https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/ ... auschwitz/"

Zamieszczam kopię linkowanego powyżej artykułu Mateusza Zimmermana na wypadek jakby miał kiedyś zniknąć z sieci.


"Tuż po przybyciu usłyszeli, że „wyjść z obozu można tylko przez komin”. Parę dni później wiedzieli już, że śmierć jest wszechobecna. Co mogli zrobić, by zwiększyć swoje szanse w oświęcimskim piekle?

1. Słuchać rad tych, którzy widzieli więcej

Od pierwszego dnia pobyt w obozie stanowił walkę o przetrwanie – szansę mieli ci, którzy „uczyli się lagru” najszybciej. Kto miał szczęście, ten pierwsze lekcje odbierał nie od kapo przy pomocy grubego kija, lecz od „starszych numerów”. Trzeba było tylko słuchać, i to bez dyskusji.


Krystyna Żywulska wspominała:

Spróbowałyśmy z Zosią wyciągnąć się na koi. (…) nagle któraś z naszych towarzyszek szturchnęła mnie. (…)
– Weź trepy na koję, bo ci skradną.
– Trepy? – przecież wszystkie mają.
– Nie wszystkie, zresztą rób jak chcesz, lepiej będzie dla ciebie, jeśli posłuchasz doświadczonych.
Zlazłam z koi. Była już tylko jedna para trepów.

Józef Kret nie umiał rozróżniać roślin, ale posłuchał rady, aby zgłosić się do pracy w komandzie ogrodników. Tak uzyskał m.in. dostęp do warzyw – to był bezcenny dodatek do głodowego obozowego wiktu.


2. Wystrzegać się ciężkiej pracy

Kto w Auschwitz ciężej pracował, ten szybciej umierał – ujął to najkrócej Władysław Bartoszewski. Więzień musiał próbować się dostać do takiego komanda roboczego, w którym praca nie była prostą drogą do śmierci.

Praca w gospodarstwie SS, w chlewie, w magazynie żywnościowym czy sortowni – to były prawdziwe marzenia więźniów. Ciężkie prace (np. betoniarnia), ale pod dachem były do zniesienia. Ale dźwiganie głazów czy podkładów kolejowych, albo wałowanie terenu olbrzymim walcem – to był wysiłek ponad ludzkie siły i wiedzieli o tym doskonale zarówno oprawcy, jak i więźniowie.

Primo Levi ostatniej zimy Auschwitz trafił do laboratorium chemicznego (zakłady Buna – podobóz w Monowicach). Wiedział, że jest „obiektem zazdrości dziesięciu tysięcy skazańców”.

Ważna była też umiejętność symulowania pracy, kiedy to tylko możliwe. Nie przemęczaj się – ale uważaj, aby esesman cię nie przyłapał – usłyszał Elie Wiesel od przychylnego kapo.
Każdy wiedział, że przestrzeganie wyznaczonej przez katów dyscypliny pracy to prosta droga do wyniszczenia organizmu i tzw. zmuzułmanienia, czyli stanu zagłodzenia wywołującego zupełny letarg.


3. Zauważać i nie być zauważanym

Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie, więc należało mieć oczy dookoła głowy. Żydowska więźniarka z Birkenau wspominała, że w załodze obozu byli ludzie, do których nie należało się zbliżać – i musiał to podpowiadać „szósty zmysł, wykrywający zagrożenie”. Trzeba go było w sobie wypracować w ciągu paru pierwszych dni.

Wzmożona uwaga była potrzebna więźniom, gdy trafiali np. z izby chorych do innego baraku. Musieli się szybko adaptować do nowego środowiska czy rozpoznawać zwyczaje nowego kapo. Poznanie okrutnych przyzwyczajeń funkcyjnych i esesmanów było obozowym elementarzem.

Wiedziano na przykład, że gdy bije kapo Wietschorek, trzeba paść na ziemię po pierwszym ciosie – wtedy sadysta odpuści i znajdzie drugą ofiarę. Wiedziano też, że podczas nieuniknionego bicia lepiej tak się nadstawiać, by oberwać np. w twarz, bo ciosy w nerki mogły oznaczać śmierć w ciągu kilku dni.

Wreszcie: trzeba było unikać zwracania na siebie uwagi. Więzień, którego z jakichś powodów zapamiętali funkcyjni czy strażnicy, nie mógł np. wymigiwać się od pracy. I mógł zostać zatłuczony czy zastrzelony pod byle pretekstem.

4. Organizować

Zdobyć rzecz potrzebną, nie krzywdząc przy tym drugiego więźnia. Tak definiowała obozową organizację Seweryna Szmaglewska.

Nie sposób było przeżyć tylko na obozowych racjach, bo głodzenie było nieodłączną częścią systemu. Więzień musiał organizować – głównie jedzenie, ale także leki czy cieplejszą odzież. Główną walutą na stale czynnym obozowym czarnym rynku był chleb – wymieniano go za gęstszą zupę czy ziemniaki.

Żywność można było pozyskać np. z magazynów SS (kradnąc ją lub przekupując strażników) czy poprzez wymianę tego, co przychodziło w paczkach od rodzin. Wykwalifikowani robotnicy handlowali papierosami.

Choć więźniowie polityczni rozróżniali organizację od kradzieży, byli świadomi, że poruszają się w moralnej „szarej strefie”. Organizowana żywność mogła przecież pochodzić np. z rampy, gdzie porzucali ją ludzie idący prosto do komór gazowych.
Szmaglewska przypominała w tym kontekście, że kandydaci na świętych nie mieli w Birkenau wielkich szans przeżycia: Nie mogąc być bratem, można być hieną.


5. Strzec wszystkiego, bo wszystko mogą ci ukraść

Więźniowie nie mogli posiadać praktycznie żadnych przedmiotów – a więc także takich, które mogły poprawić warunki ich życia w obozie. Wykorzystywali więc to, co zdołali zorganizować.

Sznurek czy łyżkę można było po prostu znaleźć. Kawałek żelaznego drutu mógł posłużyć do związania buta czy przytwierdzenia oderwanego guzika (lagrowe przepisy wymagały, by pięć guzików w pasiaku było zawsze na miejscu!). Płachtą papieru można się było opasać pod bluzą, aby mniej marznąć – mimo iż przepisy tego zabraniały.

Tego typu „majątku” więzień musiał pilnować jak oka w głowie. A wieczorem zwijał go w tobołek wraz z bluzą i butami i kładł pod głową jako poduszkę. To był jedyny sposób, by uchronić ów dobytek przed kradzieżą.


6. Buty są na wagę przetrwania

Śmierć zaczyna się od butów – to wspomnienie Primo Leviego.

Z jednej strony jakiekolwiek buty czy obozowe drewniaki były więźniowi niezbędne.
Z drugiej: niedopasowane obuwie uznawano za jedną z pięciu obozowych „klęsk elementarnych” (obok głodu, zimna, ciężkiej pracy i chorób). Spychało więźnia na równię pochyłą, bo zaczynało się od otarć, a kończyło na ranach i zakażeniach często niemożliwych do wyleczenia.



Kto zaczynał utykać, ten wlókł się na końcu komanda i raz za razem obrywał kijem od kapo. Spuchnięte już stopy często oznaczały wyrok śmierci. Więźniowie ratowali przed zimnem i otarciami np. przy pomocy szmat, którymi obwiązywali nogi – nierzadko jednego dnia lewą, a drugiego prawą.

Sam Pivnik wymienił swoje przydziałowe papierosy (był wykwalifikowanym robotnikiem) na solidne buty robocze. W przededniu ewakuacji z Auschwitz to była transakcja na wagę przetrwania.

7. Esesmani są przekupni. Niektórzy

Ludność cywilna i ruch oporu dostarczały więźniom pracującym poza drutami żywność i leki. Strażnicy z SS często odwracali głowę, choć oczywiście nie za darmo. Taksa za jednorazową zgodę na przyjęcie żywności od cywilów to było 20 jajek i kostka masła – pisał August Kowalczyk.


Więźniowie, którzy brali w tym udział, na ogół wiedzieli, który esesman „bierze”. Korumpowano tych, którzy sprawiali bardziej „ludzkie” wrażenie albo mówili po śląsku.
Czasem zdarzała się wpadka – i wtedy więzień za kontakty z cywilami lądował w karnej kompanii.

Żywność i lekarstwa trzeba było jeszcze wnieść do samego obozu. Czasem robili to za łapówki sami strażnicy – we własnych chlebakach.
W 1943 roku przyłapano pewną miejscową na przekazywaniu więźniom zapasów, ale podczas śledztwa żaden ze strażników z SS nie przyznał się, że ją zna – bali się kary za przyjmowanie łapówek.

8. Wyglądać na zdrowego, nawet jeśli jesteś chory

Istotna była nie tylko motywacja, aby „nie okazywać słabości w gronie oprawców” (August Kowalczyk). Jako taka dbałość o pozory była po prostu świadectwem woli życia – tak jak u ledwo żywego Bartoszewskiego, którego na apel koledzy wyprowadzali pod ręce. Kto tę motywację porzucił, szybko zostawał powłóczącym nogami „muzułmanem”.

Ta gra pozorów uwidaczniała się szczególnie podczas selekcji do gazu. Zanim więzień stawał przed obliczem lekarza z SS, pocierał twarz, podnosił głowę, próbował wyglądać możliwie najschludniej. Bolące plecy prostowały się siłą woli, niepokój ożywiał oczy, policzki gwałtownie szczypane dostawały kolorków – pisała Liana Millu.
Nawet, gdy zdrowie niedomagało należało udawać, że jest się w jak najlepszej formie. Szczególnie w trakcie, decydujących o życiu i śmierci selekcji


Nadludzkim wysiłkiem więzień energicznie przebiegał przed lekarzami. Musiał pokazać, że jest zdrowy i zdolny do pracy. A przynajmniej spróbować przebiec tak szybko, żeby esesman nie zdążył zanotować numeru na liście skazanych na śmierć.


9. Iść do szpitala albo… strzec się szpitala

Nie było łatwo dostać się do obozowego szpitala, ale jeśli już więźniowi się udało, na jakiś czas odpoczywał od pracy i nie był bity. Polscy lekarze robili co mogli, aby przy pomocy przemycanych zza drutów obozu leków pomagać chorym na świerzb, gruźlicę czy tyfus.

Adolf Gawalewicz ważył już mniej niż 40 kg, ale wyszedł ze „zmuzułmanienia” właśnie dzięki dwumiesięcznemu pobytowi w szpitalu.
Pomoc doktora Edwarda Nowaka ocaliła też Władysława Bartoszewskiego.

Niedługo jednak po zwolnieniu tego ostatniego (1941) SS zaczęło prowadzić w szpitalu selekcje chorych. Wtedy z kolei lekarz mógł uratować lub przynajmniej przedłużyć życie chorego, jeśli… odpowiednio wcześnie wypisał go z powrotem na blok.

W obozie kobiecym w Birkenau nawet kobiety z wyraźnymi objawami tyfusu robiły wszystko, aby uniknąć bloku 25 – czyli właśnie szpitala.
Powszechnie i nie bez racji uważano go za „przedsionek komory gazowej”.

10. Polegać na przyjacielu

Wobec głodu, choroby czy zagrożenia selekcją przyjaźń – czy zawarta jeszcze na wolności, czy już za drutami – mogła uratować życie. Bywała „ważniejsza od kromki chleba”.

Przyjaciel odszukiwał jakąś puszkę po konserwie, gdy Häftling (kolega więzień) nie dostał miski na lagrową zupę. Przyjaciel znajdował sposób, aby więźniowi choremu na Durchfall (krwawą biegunkę) dostarczyć dietetyczną zupę czy węgiel.
Za to żadnych szans na wyjście z bloku szpitalnego nie mieli ci chorzy, do których nikt nie przychodził i nikt nie pielęgnował.

Gdy jesteśmy zmuszeni wymieniać z kimś wzajemnie pot, ciepłotę i wyziewy pod tym samym kocem, na przestrzeni 70 centymetrów szerokości, jest rzeczą pożądaną, aby tym kimś był przyjaciel – pisał Primo Levi.

Przez pół roku dostawał co dzień chleb i zupę od włoskiego robotnika cywilnego. Dzięki temu nie tylko przetrwał, ale i wbrew obozowym doświadczeniom nie zapomniał, że człowiek jest zdolny do ludzkich odruchów.

Źródła:

[expand title=”Artykuł został oparty o szeroką bibliografię, kliknij, aby ją rozwinąć.”]

1 Jerzy Bielecki, Kto ratuje jedno życie… Pamiętnik z Oświęcimia, Łódź 1990.
2 Adolf Gawalewicz, Refleksje z poczekalni do gazu, Kraków 1973.
3 Wiesław Kielar, Anus Mundi, Kraków 1972.
4 August Kowalczyk, Refren kolczastego drutu. Trylogia prawdziwa, Pszczyna 1995.
5 Józef Kret, Ostatni krąg, Kraków 1973.
6 Primo Levi, Czy to jest człowiek, Kraków 2008.
7 Liana Millu, Dymy Birkenau, Oświęcim 2007.
8 Sam Pivnik, Ocalały, Warszawa 2013.
9 Lyn Smith, Holokaust. Prawdziwe historie ocalonych, Warszawa 2011.
10 Seweryna Szmaglewska, Dymy nad Birkenau, Warszawa 1989.
11 Elie Wiesel, Noc, Oświęcim 1992.
12 Krystyna Żywulska, Przeżyłam Oświęcim, Warszawa 2004."


Obrazek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ramzan Szimanow
Posty: 1874
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

ndz 12 mar 2023, 14:55

Tutaj artykuł Marii Procner powstały w oparciu o książkę Stanisława Aronsona, Emila Marata i Michała Wójcika „Wojna nadejdzie jutro. Żołnierz legendarnego Kedywu AK ostrzega” (Znak Litera Nova, 2019).
Opisuje on realia getta w Warszawie. Realizacji pierwotnego planu zagłodzenia "podludzi" przez niemieckich zbrodniarzy. Który później uznano za zbyt powolny więc pochłaniający zbyt wiele zasobów na agonie ludzi uznanych odgórnie za nie godnych egzystencji. A do tego stwarzający zagrożenie epidemiologiczne dla Niemców.

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/ ... ocalalego/

"Odcięci od świata, zatłoczeni i głodni. Zdani na łaskę i niełaskę Niemców.
Ludzie zamknięci w największym getcie w okupowanej przez hitlerowców Europie robili wszystko, by zdobyć choć namiastkę normalności.
Jak toczyło się ich codzienne życie?

Warszawskie getto zostało zamknięte 16 listopada 1940 roku.
W szczytowym momencie, latem 1941 roku, przebywało tam 460 tysięcy Żydów.
Kilka miesięcy później do miasta wraz z rodziną powrócił Stanisław Aronson ps. „Rysiek”, który później został członkiem elitarnego „Kolegium A” Kedywu i walczył w powstaniu warszawskim. Jego rodzice woleli zamieszkać w getcie, niż trafić do któregoś z obozów.
Jak wspomina w książce „Wojna nadejdzie jutro”:

Miałem szesnaście lat. Ja wtedy zobaczyłem pierwszego trupa na chodniku.
Był jak woskowa lala, blady, jak zabawka mojej siostry; leżał przykryty gazetą.
I takie same żywe trupy na ulicach, snujące się tłumy żywych trupów w łachmanach.
To był szok.
Wtedy skończyło się moje życie, moja młodość.

Człowiek się przyzwyczaja

Pierwsze dni za murami były dla nastolatka trudne. W oczy rzucał się mu przede wszystkim wszechobecny głód (od momentu utworzenia getta do rozpoczęcia wywózki jego ludności do Treblinki 22 lipca 1942 roku z powodu chorób i niedożywienia zmarło około 90 tysięcy osób). Jednak – jak zauważa – po pewnym czasie człowiek przyzwyczaja się do tych porażających widoków: „Mija dzień, dwa, kilka dni i chodzące trupy na ulicach nie robią już wrażenia. Albo że ktoś leży na chodniku i właśnie umiera. Albo już umarł, leży pod gazetą”.


On sam miał przy tym sporo szczęścia. Jego rodzina, pomimo tragizmu sytuacji, całkiem nieźle sobie radziła – przede wszystkim finansowo. W napisanej w formie wywiadu rzeki z dziennikarzami Emilem Maratem i Michałem Wójcikiem książce „Wojna nadejdzie jutro” Aronson wyznaje: „Nigdy nie chodziłem w łachmanach, nigdy nie byłem zmuszony ukraść kromki chleba. Nigdy nie byłem szmuglerem”. Lecz dodaje:

Byliśmy trochę zamożniejsi. Wszyscy w poczekalni do śmierci, choć jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. I jedni w tej poczekalni głodowali, inni nie. Jedni chodzili w łachmanach, inni nie.
To ma znaczenie?

Według jego szacunków w najgorszych warunkach żyło około dwudziestu procent mieszkańców getta. Sytuacja reszty stale się pogarszała, lecz nie była fatalna.
„Źle ubrani, głodni, kupowali na czarnym rynku, ale jakoś żyli” – relacjonuje.
On sam okres niespełna roku, który spędził z rodziną za murami wspomina zaskakująco… monotonnie.
W ciągu dnia chodził do pracy (był to obowiązek Żydów w getcie), wieczorami uczył się na tajnych kompletach. Jak opowiada:

Pracowałem w fabryce maszyn liczących Astra. Praca była nawet dobra. Od ósmej rano do szóstej po południu. Dawali nam tam jakiś posiłek. Wieczorem wracałem do domu.
Po drodze mogłem się przyglądać miastu. Widziałem, co się dzieje. Ale nigdy na szczęście nie widziałem, żeby żandarm kogoś zabił.

Getto umierało samo

Zanim w lipcu 1942 roku Niemcy podjęli decyzję o deportacji Żydów z warszawskiego getta do komór gazowych w obozie zagłady w Treblince, ulice zamkniętej dzielnicy były tłoczne i hałaśliwe. Pomimo wiszącego w powietrzu widma śmieci, kwitło tam życie – handel uliczny, przemysł, usługi, ale także kultura i rozrywka w postaci koncertów, spektakli teatralnych oraz wydarzeń religijnych.

Sytuacja aprowizacyjna była fatalna. Brakowało jedzenia, leków, podstawowych środków higieny. Lecz poza tym – choć wydaje się to wręcz kuriozalne – za murami panował spokój. Jak wspomina Stanisław Aronson w książce „Wojna nadejdzie jutro”:

Pamiętam ten absurdalny spokój. (…) Polowanie na ludzi, łapanki, to ja widziałem dopiero po drugiej stronie muru. Już potem. Taki paradoks. Niemcy nie chodzili tak ochoczo po getcie jak po Warszawie. Nie terroryzowali ludzi na ulicach.

Może jakieś wycieczki gówniarzy z Hitlerjugend, może jacyś żołnierze na urlopie.
Wpadali jak na safari, postrzelać, pośmiać się, ale tego nie było dużo. Do wywózek getto umierało samo.
Z głodu.

Wszystko to uległo zmianie 22 lipca. Ulice z dnia na dzień stały się martwe i puste.
W ciszy sunęły nimi jedynie kolumny ludzi gnanych na Umschlagplatz.
Wśród nich znalazła się również rodzina Aronsonów. Stanisław i jego rodzice zostali wówczas rozdzieleni. Już nigdy się nie spotkali.

On sam zdołał wydostać się z transportu podczas postoju pociągu na polu pod Warszawą. Przedarł się do okienka w bydlęcym wagonie i wyskoczył na zewnątrz. Był 18, 19 lub 20 stycznia 1943 roku. O ucieczce mówi: „Miałem osiemnaście lat, byłem silny, to sobie poradziłem. (…) Nikt mnie nie zauważył, nikt nie strzelał. Chciałem żyć. (…) Czułem, że nie mogę dać się zamknąć.
To były czasy, kiedy o życiu decydowały właśnie takie impulsy. Życie zależało od przypadku”.
Bibliografia:

Tekst powstał w oparciu o książkę Stanisława Aronsona, Emila Marata i Michała Wójcika „Wojna nadejdzie jutro. Żołnierz legendarnego Kedywu AK ostrzega” (Znak Litera Nova, 2019)."
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2595
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

ndz 12 mar 2023, 15:22

Na świeżo ukazał się artykuł pokrewny tematycznie Co jedli Polacy wywiezieni na Sybir?.
Obrazek
Ramzan Szimanow
Posty: 1874
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

ndz 12 mar 2023, 18:27

1411 pisze:
ndz 12 mar 2023, 15:22
Na świeżo ukazał się artykuł pokrewny tematycznie
Potwierdza opisy z łagrów Niemieckich.
Dłuuugo już czeka u mnie na przeczytanie "Król szczurów" Jamesa Clavella.
Wspomnienia jak przeżył w japońskim obozie jenieckim Changi. Z 150 000 osadzonych tam przeżył co piętnasty.
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2595
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

ndz 12 mar 2023, 20:25

Udało mi się utrzymać (pomimo wypożyczania), tę książkę w niezłej kondycji i do tej pory zajmuje jedną z półek. To stare wydanie.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Artykuły”